sobota, 15 lipca 2017

KSIĄŻKA - JUŻ JEST!

Kochani, dzięki Waszemu wsparciu i zaangażowaniu wydawnictwa Oficynka, książeczka już jest na świecie. Rozglądajcie się po księgarniach i w internecie, o, choćby tu:
http://oficynka.pl/pl/p/Dziennik-uciekiniera-Joanna-Sarnecka/636
DZIĘKUJĘ!

niedziela, 12 marca 2017

NARODZINY KSIĄŻKI

Kochani, kibicujcie, książka właśnie się rodzi. Tworzy się okładka z pięknym obrazem Barbary Wilińskiej, tekst jest składany - dopinamy powoli wszystko co trzeba. Bardzo dziękuję wszystkim za wsparcie zrzutki. Dzięki Waszej pomocy już w drugiej połowie czerwca będziemy wszyscy szczęśliwymi rodzicami "Dziennika uciekiniera". Jeszcze raz dziękuję!

sobota, 5 listopada 2016

Zrzutka na książkę DZIENNIK UCIEKINIERA

Jeśli chcielibyście, żeby "Dziennik Uciekiniera" został wydany w formie książki, wesprzyjcie zrzutkę. Publikacji podjęło się Wydawnictwo Oficynka. Ponieważ rzecz jest niekomercyjna, konieczne jest dofinansowanie. Bardzo na Was liczymy! https://zrzutka.pl/5rsm7s

wtorek, 20 października 2015

KONIEC HISTORII

To już koniec opowieści o podróży. Zaczyna się inna historia. Zapraszam do lektury
www.dawnotemuteraz.blogspot.com

środa, 20 maja 2015

OGRÓD

Uczeń zapytał mistrza: czy to prawda, że ogród świadczy o swoim właścicielu? Czy ogród faktycznie odzwierciedla to, kim jest człowiek? Nie - odparł mistrz - ogród nie świadczy o swoim właścicielu, nie pokazuje jaki człowiek jest, ale jaki pragnąłby być. W takim razie - spytał przytomnie uczeń - o czym świadczy zaniedbany ogród? O tym - rzekł mistrz - że człowiek przestał marzyć.

wtorek, 7 kwietnia 2015

OSTATNIE DRZEWO

Ciąg dalszy włóczęgi. Nie swój dom i nie moje miasto. Budzę się co rano i patrzę na gładki mur kamienicy obok, który zasłania widok na niebo. Na murze odblask słońca i cień drzewa. Tańczą na wietrze. Wiosna powoli się budzi, słychać jak na niewidocznym drzewie śpiewają synogarlice. Za każdym razem myślę: dlaczego widzę tylko odblask i tylko cień, a nie słońce i drzewo? Dlaczego muszę tu być, skazana na zaledwie odbicia rzeczywistości, erzatz tego, co naprawdę. Od północy widać w oddali góry. Na górach bukowy, rdzawy las, ale wszystko z daleka, na odległość, jakby miasto bało się zaprosić lasu do siebie, jakby się obawiało jego wilgotnego ciepła. Po drugiej stronie rozciąga się wielkie nic, puste i nijakie, plastikowe butelki w krzakach, suche badyle i brzydota. Przez środek miasta, z zachodu na wschód przebiega rysa szosy. Tędy się jedynie przejeżdża dalej, nikt tu nie przystaje, bo i po co. Czasem, ktoś, przez przypadek, albo z konieczności, jak ja. Ale stąd się jedzie dalej, ku rdzawym lasom, ku górom, tam, gdzie widać z bliska prawdziwe drzewa, a cienie są jedynie dodatkiem, ornamentem. Dlaczego widzę tylko odblask i cień? Któregoś dnia obudził mnie hałas. Warczały piły. Ścięto drzewo. Kawałek po kawałku. Nie pomogły rozmowy, prośby i groźby. Jedyne drzewo w betonowym krajobrazie, w bałaganie bud, garaży i murów. Drzewo, które rzucało jedyny cień na martwą powierzchnię ściany, które potrafiło tańczyć na wietrze. Wyszedł ku nam ogrodowy krasnal – właściciel gładkiego muru, który ściął drzewo ze strachu, wyszedł krasnal – drwal, który nie chciał, ale musiał, bo mu zapłacili, a potem i krasnal miejski strażnik, który nie miał podstawy prawnej, by cokolwiek zrobić. Byli absolutnie pewni swego. Uświadamiam sobie, że to miasto zasiedlają ogrodowe krasnale odlane z tych samych, gotowych foremek, identyczne i sztywne, z przyklejonym uśmiechem, z czerwonym nosem, groteskowe i przerażająco nieżywe. Widać je jak okupują place i rogi ulic, wypełniają sklepy, przesiadują w urzędach i na przystankach. Wydają z siebie dźwięki przypominające słowa, ale nie potrafią rozmawiać. W głowie mają ten sam zastygły beton, a ich wyobraźnię zasiedla scalony piach. I tylko tyle. Tak trudno spotkać tu człowieka, żywego, jak to ścięte drzewo. A więc patrzyłam na odblask i cień, a teraz patrzę na plamę słońca na martwym murze. I wraca do mnie znowu wyczytane niegdyś zdanie „Nie zawsze tak będzie”, nie zawsze TAK będzie, może więc być gorzej, może nie pozostać nawet jedno drzewo w mieście ludzi – krasnali, martwym, betonowym i nudnym miasteczku, w którym drzewa ogląda się jedynie z daleka. I wyszła z tego buddyjska przypowieść. Mam nauczkę, której się nie spodziewałam. Chcę jednak wierzyć, że słowa: „Nie zawsze tak będzie” niosą mi jednak otuchę. Może, któregoś dnia, uda się opuścić to betonowe miasto, porzucić ciasne uliczki, warczenie i poszczekiwanie ogrodowych krasnali (tak, ogrodowe krasnale są jak podwórkowe burki, pilnują swego kwadracika betonowej przestrzeni i gryzą, jeśli zajdzie taka potrzeba). Może któregoś dnia uda się wyruszyć z mojego własnego zabetonowania? Na razie muszę tu być. Nie ma innej rady. Wypatruję cienia, wyobrażam sobie długie place drzewa w tańcu. I czekam na szczęśliwszy obrót spraw.