wtorek, 30 lipca 2013

DESZCZOWY DZIEŃ

Wczoraj jeszcze, nad wodą, w pełnym słońcu, tak pięknie byliśmy radośni. Zupełnie jakby na zawsze i bez pamięci. A dziś deszcz zmywa ślady wczorajszych chwil. Złe wieści są zawsze nie w porę, jak burza, zastają w drodze. W pustym domu komu mam o tym wszystkim mówić, jak nie ciszy, z kim rozmawiać, jak nie z pustką, co milczy najlepiej. Jeśli to jest właśnie samotność – mówię stojąc w drzwiach – to przypomina paszczę, co za chwilę pożre. Nie ma odwrotu. Może to jest właśnie dorosłość (kiedy ty wreszcie dorośniesz – mówiono, czy to było przekleństwo?). Dorosłość i samotność - synonimy. Cisza, jak matka wprowadza mnie w arkana tej sztuki. Czy to już? - pytam, a ona milczy znacząco. Matka cisza. Chciałabym być jak ona, taka delikatna i nieuchwytna, a zarazem najbardziej pewna i wierna. Patrzy na mnie z miłością swoimi pełnymi deszczu oczami. Gdzie jesteś kiedy rozmawiam z ciszą? Gdzie ja jestem, kiedy cisza wypełnia ci usta i dławi? W galaktyce samotności odległe planety zaledwie wiedzą o sobie nawzajem, snują domysły, że gdzieś jest, istnieje, ale czy to prawda? Chciałyby wierzyć. Światy są różne i nie ma jednego, a między nimi rozciąga się nieskończoność. Wołamy, nawołujemy, ale lata świetlne połykają nasze słowa jak niewidoczny plankton. Jeśli to jest samotność, wygląda jak moje odbicie w lustrze, kiedy oczekując, poprawiam włosy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz