środa, 24 sierpnia 2011

przekleństwo rzeczy


Rzeczy, rzeczy, wszędzie rzeczy. Czapki, rękawiczki, piżamy, koszule nocne, buty (czy w górach buty na obcasie kiedykolwiek mi się przydadzą?). Rzeczy, setki i tysiące. Wszystkie, jak się kiedyś zdawało, niezbędne, a teraz tak bardzo zbędne. Przedmioty jak kamień u szyi. Koszmar rzeczy, nadmiaru, wielości, przedmiotowych dygresji. Co robić? Wyrzucić? Oddać? Na coś zamienić?
Pudła do Caritasu, pudła dla kogoś-tam, pudła na śmietnik. Wciąż wynoszę, wyrzucam, ale w domu ciągle tyle samo
magia przedmiotów
upiorne pączkowanie.
Kartony pod fortepianem tworzą wysokie piramidy. W pokoju dzieci każda karteczka ma znaczenie. Za duże spodnie kiedyś staną się dobre, sukienki po jednej, będą dla drugiej, iluzja sięprzydawania zapewnia rzeczom długowieczność, a może i wieczność? Jest taka żydowska bajeczka o płaszczu Józefa, który przemieniał się w czasie stając się koszulą, kamizelką, krawatem, a na koniec obszyciem do guzika.
Jadę na targ staroci. Gitara, kilka płyt i ciuszki dla dzieci idą w świat. A w moim kartonie nadal pełno. Co robić? Zdawałoby się, że w tym nadmiarze zakupy są po prostu grzechem, pomyłką, czymś najmniej chcianym. A tymczasem, na jednym ze straganów znajduję małe cudo. Drobne złote pudełeczko ma na wierzchu obrazek. Patrzy z niego jasnym okiem drozd siedzący na gałęzi jarzębiny. Otwieram. W środku jest maleńkie lusterko. A w nim jestem ja. Niezbędny przedmiot codziennego użytku.
Biorę. Pojedzie ze mną w świat. Dzięki niemu moja twarz będzie zawsze przy mnie, na wyciągniecie ręki, ukryta w małej drogocennej szkatułce. Co jakiś czas będę zerkać na pudełko i jego trwałe, złote piękno, na drozda, który na zawsze pozostanie taki sam, a potem otworzę i spojrzę na siebie. Za rok, pięć lat, dwadzieścia. Będę się przeistaczać zamknięta w ten trwały, błyszczący kadr.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz