sobota, 21 stycznia 2012

nie zawsze tak będzie

Znów przyszedł do mnie. Nocą, gdy ciemność oblała okna gęstym kremem. Czytałam do późna, ale sen podstępnie zakradał się do książkowej historii. Mylił mi słowa, dorzucał swoje trzy grosze, bzdurne, nie na temat, mieszał opowieści, dodawał nieistniejące obrazy.
Zgasiłam światło. Była może 11? Chodzę tu spać bardzo wcześnie. Noc jest nieprzenikniona, więc nic w niej po mnie. Zapadła ciemność, a ja pozwoliłam snu działać. Słyszałam tylko jak wiatr za oknem wzmaga się i szturmuje wprost na nas. Próbuje zdobyć naszą twierdzę, kopie i wali w dach i wyje wściekły z powodu swojej niemocy.
Sen powoli wspinał się po mnie. Zaczął od stóp, kołysał nogi, otulał ciepłym oddechem brzuch. Poczułam jak wślizguje się coraz wyżej pod rozgrzaną tkaninę bluzki, jak mnie pieści i próbuje zawładnąć mną w całości, domaga się uwagi, współpracy. Ciało zasypiało, ulegało mu, kawałek po kawałku, popadało w przyjemne odrętwienie. A tymczasem ja z moimi myślami byłam trochę gdzie indziej. Przyglądałam się ciału z wysokości głowy, nieobecna.
I wtedy przyszedł on. Dom. Poczułam najpierw jego zapach. Delikatnie zamknął mi oczy. Znów byłam tam. – Pomyśl, jakbyś leżała na tamtym łóżku? - szeptał. – Nad głową miałabyś wymalowany przez dziecko obraz – kolibra na zielonym liściu, dalej szafę pełną ubrań. Na ścianie Maryja z Józefem nieśliby małe zawiniątko do Egiptu. Akwarelka za szkłem, pamiętasz? Łóżka dziewczynek pod wielkim oknem. Wszystkie te jasne poranki zimą i latem. Szerokie łóżko syna. Szafa z wiecznie niedomkniętymi szufladami, z których kipią kolorowe skarpetki. Pokój za ścianą z widokiem na ogród. Stary fortepian w salonie. Okopcone drzwiczki od kominka. Znajomy zapach dymu. Chłodna powierzchnia kanapy. W gorące dni rozgrzane uda zawinięte w delikatny jedwab. Jasna skaza na oknie. Szafa z rzeźbionymi drzwiami i kuchnia ukryta za okrągłym stołem. Widoki z okien. Pamiętasz? Rząd jaśniejących brzóz w wojskowym szeregu, w porannym bladym słońcu i w tym złotym jak miód, pod wieczór, kiedy światło i cień oddalają się od siebie. Rozległy trawnik zamknięty barierą tężejących dębów, mały dziecinny domek w ogrodzie, z którego tak niedawno wyglądały twoje dzieci. Okno w kuchni, zamykające widoki w zielonej ramie, w ornamencie bluszczu.
Siadam za stołem w tamtej kuchni i nasłuchuję. A więc nadal tu jestem? Moje ślady wciąż tętnią życiem. Coś tu zostało. Po coś nie potrafię już wrócić. Trzy istotne lata w drodze do siebie i dobrzy właściciele tych kilku moich chwil. Wszystko to stało się zamkniętą, odległą galaktyką. Nigdy już tu nie wrócę. Tylko pamięć minionego będzie mnie wciąż dręczyć i zwodzić błędnymi obrazami. Pamiętam wieczór przy kominku, wczesną wiosną, w otoczeniu przyjaciół. M. jest zmęczony, głowa opada mu na piersi. Czerwone wino smakuje życiem. Pracuję wtedy w kawiarni u znajomych. Serwuję kawę. Na ścianie jest napis, który co dzień od nowa próbuję zrozumieć: „Nie zawsze tak będzie”. Jego prawda dociera do mnie bardzo mocno w tę wiosenną, dobrą noc. Patrzę na twarze przyjaciół oświetlone blaskiem ognia i przeczuwam. A dziś wiem to już na pewno. Wiem też, że i teraz jest jakieś „tak”, które przeminie i zostawi po sobie plamę tęsknoty. Nie zawsze tak będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz