wtorek, 24 stycznia 2012

taniec

O poranku budzik gra mi do tańca. A ja nic. Leżę i patrzę w sufit i dochodzę do siebie, jakbym nabierała kształtów. Znów, jak co dzień, ten sam, niezmienny, taneczny rytm opowiada mi o tym, co tak bardzo lubię, a co się ode mnie oddaliło na odległość nie do pokonania. Przynajmniej na razie, bo pozostawiam niewielką furtkę, uchylone drzwiczki, którymi to wszystko, co kocham, będzie mogło się do mnie wśliznąć, kiedy tylko będzie chciało. Jestem. Czekam.
Dziś ten dźwięk budzi nie tylko mnie, ale nade mną całą chmurę wspomnień. Tańce tu i tam, te scottishe, walczyki, na dechach nad Wisłą, w sierpniowe i wrześniowe wieczory. Światełka migoczące na wodzie. Circle w małej praskiej kawiarence. Tyle twarzy z prawdziwą radością wymalowaną jak rumieniec. Muzyka z nutą czegoś smutnego, muzyka, która dotyka głęboko, porusza wewnątrz i na zewnątrz, kołysze, elektryzuje. Tango doskonale splecione, jak niespokojne palce. Tysiące drobnych poruszeń w rytmie, niczym słowa wypowiadane jedno za drugim. Ukradkowe, kuszące spojrzenia. Tango z nieznajomym, tango ze znajomym - jakie to ma znaczenie? Ciało partnera jest uniwersalne. To rozmowa bez twarzy, dialog poruszeń, przesunięć, rozmowa, która nie potrzebuje oczywistości i dopowiedzenia. Zawsze nieskończona, pozostawiająca nas z poczuciem braku, z zaproszeniem by jeszcze raz, by znowu.
Parkiet. Jego powierzchnia staje się spodnią skórą tańca, podeszwą ruchu. Trzeba respektować jej prawa, poznać słabe punkty, umieć się na niej oprzeć, by móc przemierzać przestrzeń w doskonałej harmonii, jakby się było pędzelkiem do kaligrafii, jakby się było ręką zapisującą istotne słowa, bez błędów i skreśleń. Sprawnie, miękko, czasem z chwilowym zatrzymaniem, robiąc kropkę w tekście, a potem opowiadając dalej i dalej.
Trudno wstać, gdy chce się tańczyć. Trudno wstać, gdy wszystko to nagle ożywione dźwiękiem, tańczy mi nad głową i przypomina o sobie i daje znać, że zostawiłam za sobą coś istotnego, że zapomniałam.
Nie wiem dlaczego dziś akurat, w zimowy poranek, tak to do mnie wróciło i zaczęło się domagać kawałka miejsca w mojej pamięci? Śnieg zasypał okna w dachu, dzień z nocą tańczą w mglistych szarościach. Tylko Cergowa tak stoi i przygląda się ciężka i niezgrabna. Błyszczą na niej obsypane śniegiem świerki i jest naprawdę ładna, choć o tym nie wie. Poranne słońce zaprasza ją, ale ona nie potrafi, nie chce, tylko stoi i patrzy.

Była sobie kiedyś dziewczyna, która pięknie tańczyła. Kiedy przyszła na zabawę, wszyscy kawalerowie prosili ją o taniec. Przechodziła więc od jednego do drugiego i tańczyła, tańczyła, bez opamiętania. Pewnego dnia, przyszedł na tańce obcy mężczyzna. Poprosił dziewczynę do tańca. To było najpiękniejsze, co można sobie wyobrazić. Oboje jakby nie dotykali ziemi, jakby byli wiatrem i śniegiem, powietrzem i jesiennym liściem, jakby się unosili w powietrzu delikatnie, lekko.
Ale potem dziewczyna poszła tańczyć z kimś innym i nie chciała już tamtego. Wtedy mężczyzna zamienił ją w kamień. A potem tupnął mocno i cała drewniana buda, parkiet i tańczący ulecieli w powietrze i zamienili się w tysiące drobnych płatków śniegu migoczących i wirujących nad nieruchomym kamieniem. Mężczyzny nikt już potem nie widział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz