piątek, 13 stycznia 2012

Przypadek

Mój syn przewraca się z boku na bok. Przy okazji trąca wiszący nad nim dzwonek wiatrowy. W ciemności brzmi srebrzysty zaśpiew.
Budzę się.
Szósta rano. Trudno. Leżę po ciemku i przypominam sobie, jak zaledwie kilka godzin temu dotarłam tu znowu. Wróciłam. Dom zawiany śniegiem i otulony nocą wydawał się zjawą jedynie. A teraz zaczynam w niego wierzyć. Tak, udało się, jestem na miejscu.
Podróż trwała wiele godzin. Śnieg sypał prosto w okna. Zadymka. Nawierzchnia pokryta warstwą lodu nie dawała oparcia. Co zakręt mijaliśmy na poboczu tiry bezsilne wobec pogody, przewieszone przez barierkę, bezradne, jak ciężkie owady. Przeprawiliśmy się przez górę, choć samochód odmawiał współpracy. Koła kręciły się nerwowo, a licznik zdawał się mówić: no co, jadę już 50 na godzinę, czego ode mnie chcesz? W końcu trzeba było pchać, inaczej zostalibyśmy w tym śniegu, w tej zimie, chyba do wiosny.
Leżę w ciszy. Słyszę, jak wiatr próbuje wziąć nas szturmem i gwiżdże raz po raz w dachu, wściekły. Myszy poszły spać, dzieci kończą rozpoczęte niedawno sny. Za każdym razem, kiedy powracam, czuję dziwną mieszaninę uczuć. Ulgę i żal jednocześnie. Ulgę, bo jestem, bo mogę odpocząć i nie muszę spieszyć się dalej. I żal. Bo oto kończy się jakaś bajka. Tak, każda podróż to krótka opowieść. Snuję ją po swojemu. Mam swoich bohaterów i swoje pomysły na sploty akcji. Dzieją się też rzeczy nie przewidziane, przypadek opowiada te historie na równi ze mną. Tworzymy doskonały duet próbując się nawzajem zaskoczyć. Tak więc podróż tworzy ramy dla przypadku. Przypadek zaś uwalnia podróż z konieczności. Bezpieczne środowisko dla doświadczania nieznanego i zarazem trochę niepewności w doskonale opisanym świecie. Tak, to lubię. Rozmowa z przypadkiem może zaskoczyć, choć do pewnego momentu wszystko wydaje się odbywać na moich warunkach. Gdyby wczoraj samochód poślizgnął się i stoczył w dół, kiedy jechaliśmy serpentynami, albo nie mógł wyhamować przed nadjeżdżającą ciężarówką, punkty byłyby po stronie przypadku i zabawa skończyłaby się moją przegraną. A tak możemy opowiadać dalej. Teraz, w domu, to ja mam przewagę nad nim. Przypadek wycofuje się, kurczy. Nie czuje się tu dobrze. Gra nakazuje jednak wzajemność. Znam zasady. Dlatego nim minie miesiąc wyjadę znowu. Teraz ja dam mu fory. I znów w napięciu zaczniemy opowiadać razem.
Kiedy dzisiejszego ranka dzwonek wygrywał swoje natrętne pieśni, mogłam odwrócić się na drugi bok i spać dalej. A jednak w tych dźwiękach słyszę jego głos. Woła mnie, a ja powinnam odpowiedzieć. Wstaję i schodzę na dół. I wtedy za oknem zastaję rodzący się wschód słońca. Świat w akwamarynowym sosie. To prezent, specjalnie dla mnie. A więc musi tu gdzieś być. Zza szyby domu wyglądam teraz jego śladów. Ale śnieg jest doskonale gładki, nienaruszony. Wiem, że nie da mi to spokoju i te tygodnie w domu staną się tygodniami oczekiwania. Siadam i skreślam te przypadkowe słowa, bo wiem, że on na pewno je przeczyta. I, podobnie jak mi, łatwiej mu będzie czekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz