środa, 21 września 2011

Eurydyka

Nie wierz pustemu miejscu. Nie wierz swojej wściekłości, nie wierz, że nie ma mnie, że odeszłam. Odchodzę dla ciebie. Wiem, to paradoks. Dla ciebie powinnam być, a ja dla ciebie znikam. Uwierz.
Idąc przez obce miasto jestem wciąż blisko ciebie. Piję kawę w obcej kawiarni, a jednak jestem tuż tuż. Rzeczywista odległość budzi lęk. Jakbym miała za moment utonąć nie mogąc chwycić się ciebie. Co robić? Każda chwila jest tylko czekaniem. A za nią zdaje się wionąć pustka. Droga, która nie prowadzi do niczego. Drzwi, za którymi znajduję mur. Idę obcymi ulicami i szukam śladów tego, co znajome. Wciąż tylko porównuję, nie mogę wyrwać się z tam i być tylko tu. Jakby to było, gdybyś? Niewidzialne nici ciągną w tył, podcinają nogi.
Nad obcą kawą myślę, jakby to było móc przyjść do twojego pokoju nocą, choć na chwilę. Niezauważalnie spojrzeć tylko na blask księżyca na twojej skórze. Ale nie obudzić, nie obudzić! potem już chyba tylko roztopić się w bezsilności. Eurydyka w piekle wiecznego oczekiwania.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz