czwartek, 17 listopada 2011

magiczne lustro

Jutro o poranku wstanę i ruszę w drogę. Świat będzie biały i delikatny jak śpiące niemowlę. Będzie się do mnie tulił chłodnymi rączkami i szukał piersi. Spróbuje mnie zatrzymać. Zapnę kurtkę pod brodą i wciągnę na uszy czapkę, a potem jakoś odpalę zamarzniętego diesla i wyruszę. Zostawię za sobą dom i dolinę wybieloną szadzią. Zostawię to dziecko, co się urodziło ze mnie. Pogrobowiec lata. Samotne i niechciane.
A przede mną znów otworzy się pamięć. Rozwinie się, jak dywan, droga i wskaże na wszystko to, co pozostawiłam kiedyś za sobą i z czym znów przyjdzie mi się skonfrontować. Nie ma rady.
Okrutna pamięć. Wciska się, jak porost, między szczeliny przestrzeni. Zostaje w niej i rozsadza od środka. Każda mijana wioska, każde miasteczko, drzewo przy drodze, wszystko przypomni mi, że wtedy było inaczej. Tak niewiele minęło czasu. Wszystko jest nadal świeże, jak grób.
I cóż? Pojadę, wrócę, przeżyję. A potem może i umrę. Reszta świata odwróci się obojętnie i odejdzie w swoją stronę.

Była sobie królewna, która na osiemnaste urodziny dostała kryształowe zwierciadło. – Możesz spojrzeć w nie tylko raz – powiedziała matka chrzestna wręczając prezent – tylko raz, pamiętaj.
Kiedy goście wyszli, dziewczyna zamknęła się w swojej komnacie i odsłoniła woal otaczający lustro. Na jego tafli coś zamigotało, a po chwili ukazała się w nim postać księcia. Jakiż był piękny. Piękniejszy niż najpiękniejsi ludzie, jakich królewna dotychczas widziała. Skórę miał gładką, jasne włosy opadały mu na ramiona. W ciemnych oczach migotały promienie słońca. Królewna przyglądała się księciu z lubością. Nie mogła oderwać od niego oczu. Patrząc wciąż jeszcze, już tęskniła za nim i przeczuwała jakim cierpieniem będzie każda chwila bez niego. I wtedy nagle ze zwierciadła odezwał się głos – odtąd należysz do niego; będziesz szukać go aż znajdziesz, albo umrzesz z rozpaczy.
- O tak – pomyślała dziewczyna – niczego innego nie pragnę, jak wyruszyć, choćby teraz, by go odnaleźć. Niewiele też myśląc zebrała potrzebne rzeczy w mały tobołek, spakowała też magiczne zwierciadło, porzuciła zamek, w którym niczego jej nie brakowało i wyruszyła w drogę. Wędrowała przez górzyste krainy, przez miasta i wsie. Wszędzie rozpytywała o księcia, ale nigdzie go nie było. Zmęczona wędrówką, odpoczywała w cieniu drzew pomarańczowych i u źródeł tam, gdzie płynęła kryształowa woda. Któregoś dnia, gdy zmęczona drogą i upałem siedziała pod rozłożystym drzewem, przypomniała sobie o magicznym zwierciadle. Może, gdyby spojrzała w nie raz jeszcze, znów mogłaby zobaczyć swego ukochanego? Choćby z daleka. Choćby na chwilę. Tęsknota nie dawała jej spokoju. Była gotowa umrzeć, byle tylko móc znowu spojrzeć ukochanemu w twarz. Pamiętała, co mówiła matka chrzestna. Mimo wszystko odsłoniła zwierciadło – niech się dzieje co chce – pomyślała. I wtem na srebrnej powierzchni zamigotał niezwykły widok. To było miasto o wysokich murach i mocnych potężnych basztach. Wewnątrz rosły smukłe domy o wesołych oknach. Ulicami spacerowali uśmiechnięci ludzie. – Co to za cudne miejsce – pomyślała królewna nie mogąc oderwać wzroku od wspaniałego miejsca. A wtedy lustro odezwało się – Teraz należysz do tego miasta. Odnajdziesz je wędrując po świecie, inaczej zginiesz.
– O tak, już od dziś, od teraz, będę poszukiwała tego cudnego miejsca. Na pewno gdzieś je odnajdę.-- pomyślała i natychmiast zerwała się z ziemi, by ruszyć w drogę, ale wtedy w jej sercu coś załkało i królewna usłyszała głos dochodzący z jego wnętrza – och, królewno. Ja umieram z tęsknoty za księciem. Idź, szukaj go, inaczej pęknę z rozpaczy.
Królewna zatrzymała się i poczuła potężną falę tęsknej miłości do mężczyzny, którego poprzednio zobaczyła na powierzchni lustra. – Ojej, kochany, jak mogłam o tobie zapomnieć – powiedziała w duchu – tak, idę do ciebie, czekaj na mnie tam, na końcu świata, gdziekolwiek jesteś!
Ale wtedy serce znów zapłakało – o niegodziwa, miasto przepadnie jeśli go nie odnajdziesz a ja przepadnę razem z nim, pęknę z rozpaczy. Tęsknię do tego miejsca, gdzie ludzie są szczęśliwi, gdzie za wysokimi murami strzelają w niebo wysokie domy.
Królewna przeraziła się. Za każdym razem, gdy próbowała iść w jakimś kierunku, serce płakało rzewnie, a tęsknota odbierała jej siły. Stała tak, szarpiąc się to w tę, to w tamtą stronę. Tęskniąc i roniąc łzy i za pięknym miastem i za księciem, królewna wyciągnęła po raz trzeci magiczne zwierciadło. Odsłoniła tkaninę i wtedy w lustrze
zobaczyła siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz