wtorek, 8 listopada 2011

Pamięć o tobie wypływa ze mnie cienką strugą. Jest czerwona. Kropla po kropli. Zapominam. Zupełnie jakbym cofała film. Krok po kroku. Zapominam. To moje oczyszczenie. Nad dachem księżyc świeci jak latarnia. Drzewa rzucają cienie. Ich opustoszałe gałęzie. Noc przychodzi wcześnie. Zapomniałam o lecie. Oswajam się z chłodem. To moje umieranie.

W tej samej kawiarni, jeszcze przed miesiącem, kawa z nadzieją, ze słodką tęsknotą i oczekiwaniem. A dziś herbata bez dodatków w ciemniejącym wieczorze. Doskonale okrągły stolik prowadzi mnie wciąż w to samo miejsce. Już tu byłam.
Posłuchaj, co mi się śniło. Śnił mi się zapach. To był smród plastikowego worka. – Co tak śmierdzi do cholery!
Plastikowy worek – czujesz to? Taki sen. Śnił mi się zapach. A potem to się stało.

Kelnerka tu ma oczy jak dwa migdały, kiedy przynosi mi herbatę, jest ciekawa i aromatyczna. A potem, wycofuje się w cień. W kącie staje się zwykła. Szepcze do telefonu: kotku, jutro też jest dzień. Ale to nie do mnie. Ja jestem cieniem znad filiżanki. Kiedyś już byłam takim cieniem nad doskonale okrągłym stolikiem w wiecznym powrocie do swojego nigdzie. Dawno. Jutro też jest dzień.

Jest wiotka, jak brzoza
śmierć odebrała jej siły
na cmentarzu podmuch wiatru przygina ją do ziemi
matka ją trzyma
matka jak kamień
tak musi być
bycie brzozą to przywilej
śmierć rozdaje przywileje.
Matka może zamienić się w kamień.

Wiotka jak brzoza
rzuca mu w twarz garść ziemi
i zanurza długie włosy w dole
-wiedziałam – powie potem matka
-wiedziałam że będzie następna.

A potem pojechałam na pogrzeb. Lubię pogrzeby. Lubię marsz, w którym anielski orszak prowadzi zmarłego przed oblicze boga. Wesoły marsz. Lubię pogrzebowe toalety, prostotę i elegancję czerni, zapach gromnic i ciszę drgającą nad trumną. Staliśmy przed kościołem w słońcu. Jesień jest łaskawa. Cmentarz na górce jak ogród. W tłumie obcych ludzi uciekam wzrokiem w dal, tam, gdzie na połatanych polach migoczą kolory. Kościelny próbuje puścić z głośnika jakiś nastrojowy marsz, ale słychać tylko piski i trzaski. Muzyka rozpadu. Lepszej być nie może. Wszystko dzieje się tak szybko. Jutro też jest dzień. A tymczasem pamięć wsiąka powoli w jasną tkaninę nieba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz