Otworzyłam oczy nagle, jakbyś właśnie wychodząc trzasnął drzwiami. I znów bolesna konstatacja. Świt wylewa mi na głowę kubeł zimnej wody. Jeszcze czuję na swoim brzuchu ciężar twojej ręki. Słońce w twoich jasnych włosach. Wschody i zachody twojego słońca.
Dziś jestem kimś innym. Odkąd zamknąłeś drzwi, czas przyspieszył. Czuję się zmęczona, zapadam się w ciszę. Srebrne nici gęstnieją we włosach. Pochylają się plecy. Jeszcze chwila i rozpad dosięgnie mnie sprawiedliwą ręką. Poddaję się temu cierpliwie. Lato minęło.
A teraz jeszcze chwila w łóżku, w bezruchu, jakbym chciała wchłonąć resztki twojej obecności. Nie ma cię już tak dawno. Trudno mi to zrozumieć.
Na progu przysiadła kobieta. Ma od ciebie list. Trzyma go na piersi. Kartki są ciepłe od jej ciała. Nie mogę odczytać ani słowa. Nie umiem. Tekst rozmazuje się i znika mi w oczach. Kobieta śmieje się. Odchodzi zanosząc się śmiechem. Śmieszna jestem w tym swoim czekaniu, w tym żalu, stara i głupia. Świat wokół tak obojętnie przechodzi. Wyciąga do mnie rękę. - Chodź dalej, zabiorę cię do ogrodu, gdzie nadal trwa lato.
Nie chcę. Zostanę tu. Poczekam. I tak wszystko rozpadnie się w pył.
Chce mi się płakać – mówię
Jesteś w ciąży - mówi matka.
Tak, pełno we mnie jego życia, gęstnieje i nabiera kształtów. Staje się maleńkim, ślicznym ciałem, świeżym i kruchym. Będę je w sobie nosić, kołysać i tulić. Pozostanie przy mnie nawet wtedy, gdy ślady twoich stóp zatrze czas. Zabiorę je ze sobą wszędzie i będę w nieskończoność opowiadać o lecie, jak było ciepłe i dobre i o tym, że kiedyś jeszcze wróci i będzie można znowu zbierać słodkie owoce wprost z drzew.
Płakać mi się chce
To normalne, normalne, to minie, wszystko się w tobie ustoi, jak mętna woda jesteś na razie, wzburzona. Pewnego dnia wszystko stanie się jasne i przejrzyste. Na razie nie, dopiero kiedyś. Uwierz.
W niedzielę rano patrzyłam jak śpisz. Otworzyłam okno i pozwoliłam złu odfrunąć. Zostałeś tylko ty. Pod zamkniętymi powiekami spało światło. Widziałam je potem, kiedy prowadziłeś mnie za rękę ulicami miasta. Wszystko było dla nas, poddawało się i ścieliło pod nogami. Co teraz tym wszystkim zrobić?
Kobieta z listem przychodzi co dzień i co dzień próbuję wyczytać choć słowo od ciebie. Kobieta śmieje się głośno, aż szklanki spadają z kredensu. Chodzę odtąd po szkle. Da capo al fine.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz