poniedziałek, 26 grudnia 2011

noc polarna

Dziś nie wstało słońce. Niebo pozostało ciemne i martwe. Zsiniały świat trwał w drętwym śnie. Poszłam po piwo. Drugi dzień Świąt. Czas nieubłaganie ucieka. Ulicami idąc, grząskim, rozmokniętym asfaltem, patrzę na miejsca ze śladem, cieniem minionego. Bardzo osobiście czytam te miejsca. Bloki, okna, ławeczki, uliczki. Rok po roku. Twarz po twarzy. Czas i przestrzeń łączą tu się w jedno. Są moją drogą.
Poszłam po piwo. Ostatnie chwilki z braćmi. Dzieciństwo, którego nie było. Odwracamy do góry nogami czas. Zaglądamy mu do kieszeni. Noc polarna. Poszłam po piwo. Teraz może zdarzyć się niemożliwe.
Nie chce mi się pisać życzeń, wysyłać świątecznych smsów, odkładam na kolejne święta odwiedziny. Po prostu jestem. Z piwem w ręku obejrzymy jakiś film, żeby mieć poczucie, że coś nas łączy. Żeby mieć wspólne przygody, pożyczone, wydarte bohaterom, ale także nasze. Poszłam po wodę. Jak wszyscy na Ursynowie. Do źródła. Pierwotny spacer przez nowoczesne osiedle. Pies na balkonie wyglądał już wiosny. Rok zmierzcha się i ciemnieje jak dzień. Zagęszcza się czas, kończy się, jak fusy z resztką herbaty na dnie. Gorzki. Niedługo ostatecznie pęknie nabrzmiała noc i zaleje nas nowe światło. W ogródkach pod blokiem wzejdzie wiosna. Tutaj to wszystko czuję. W zapachu rozmokłej ziemi. Tam, dokąd pojadę wciąż jeszcze trwa zima. Do marca będziemy spać pod ciepłą warstwą bieli bez pamięci i tęsknoty, pozbawieni złudzeń i pragnień. Tam. Jeśli tylko uda mi się wrócić. Droga prowadzi, gdzie chce, wiedzie w niewiadome strony. Na wszelki wypadek mam w samochodzie wszystko, co trzeba. Mogę zostać tu, albo pojechać gdzie indziej, mogę podróżować w nieskończoność i nigdy nie dotrzeć. Zabrałam ze sobą tomik Eliota i ulubione sukienki, buty do tańca i notatnik. Mam też grę dla dzieci, żeby nie nudziło im się ze mną i kilka płyt, tych ulubionych. Więcej nie trzeba. Jesteśmy w podróży i niech tak pozostanie.
W wigilię wszyscy życzyli mi domu. Zupełnie jakbym spędzała Święta w przytułku dla bezdomnych. Mając swoje ściany i podłogi, żyrandole i komody, łazienki z lśniącymi kafelkami i telewizory na pół ściany, czuliśmy wspólnotę bezdomnych. Nie, nie mam złudzeń. Dlatego w samochodzie mam wszystko, co trzeba. Na dziś, jutro, na zawsze.

1 komentarz:

  1. szczęśiwej drogi :)
    Ja dzisiaj odbywam podróz do wspomnień
    Pozdrawiam
    i
    zapraszam
    http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń