Co pewien czas przypływasz do mnie wielką falą. Jesteś. Nawet nie wiesz, jak bardzo obecny. Chcesz, czy nie. Przypływasz i znów stajesz przy mnie, za mną, obok, czuję, że jesteś. To moja prawda. Zastanawiam się, jakie to siły sprawiają, że przybywasz tu znowu? Czy to moja wewnętrzna tęsknota? Czy to moje pragnienie? Czy tylko tyle? Czy może jest coś więcej, w tych wszystkich międzyludzkich tajemnicach, siła, która już nie jest ani mną, ani tobą, coś, co stworzyliśmy, co już jest, jak nasze dziecko. Widmowe i nie stałe, z tlącym się ledwie płomykiem życia. Dziecko, które pewnego dnia rozwieje się w powietrzu i stanie się jedynie drobnym kawałkiem przeszłości, niepozornym i nieistotnym. Bronię je przed tym. Za wszelką cenę chcę dać mu jeszcze kilka chwil prawdziwego życia. – Nie odchodź – proszę i tulę je do siebie – zostań jeszcze chwilę. Niczego więcej nie chcę.
Jak wiele już takich unieważnionych czasem kawałków przeszłości, na półkach pamięci. Stoją jak słoje, przetwory z życia. Dżemy miłosne i przyjacielskie, musy z pięknych i brzydkich obrazów, powidła z minionych zapachów, konfitury z dźwięków, co zapadły w pamięć i zostały przy mnie. Wszystko przerobione i zakonserwowane na wieki, na moje wieki. Kiedy pewnego dnia skończy się mój czas, słoje pękną, a zawartość wyleje się z nich gęstą strużką. Okażą się zaledwie garstką cienia, odrobiną czegoś o nieokreślonej konsystencji, niepotrzebnego i nieprawdziwego, co ktoś uprzątnie i wrzuci do kibla. I ponieważ wiem, że kolej rzeczy jest właśnie taka, że słoje wspomnień nie są potrzebne nikomu oprócz mnie, nie chcę, żeby nasze dziecko spoczęło w jednym z nich, jak poroniony płód. Bronię go, ochraniam i wciąż rozdmuchuję tę iskierkę tlącego się w nim życia. Niech istnieje, niech posiada swoje własne kilka chwil, czasowe jedynie, ale prawdziwe życie.
Ożywianie pamięci jest bolesne. Tak jak macierzyństwo. W zamian oddaje się kawałek siebie, ten swobodny i płynący z wiatrem pozornej wieczności. A dostaje się kamień.
Pamięć uświadamia upływ czasu i ostateczną niemożność powrotu do tego, co było. To prawda. Tego już nie ma na zawsze, na wieki wieków amen. Wszystko to dociera do mnie z całą mocą. Z całą bolesną realnością. I to jest właśnie pamięć Pamięć, co przypomina kamień i macierzyństwo. Jest na zawsze i rzadko tylko dostarcza miłych wrażeń.
Kiedy z potężną falą wspomnień przypływasz do mnie ty, umieram z bólu i cieszę się zarazem, że znowu widzę twoją jasną twarz, co przypomina słońce. Młode, ciemne oczy z tajemnicą wspólnych chwil połyskującą na dnie. Nie miej mi za złe, że przyzywam cię tak często, nie daję spokoju twoim cieniom, podążam za nimi i wabię do siebie wciąż na nowo.
Mimo wszystko wolę pamiętać, bo w pamięci i w bólu odchodzenia, w niestałości bycia, ja sama staję się bardziej prawdziwa, realna, namacalna, substancja mnie samej zagęszcza się i materializuje. Pozwól mi żyć. Karmię się przeszłością. Jestem istotą z minionego czasu, co nie zaznaje spokoju i przybywa na dziady.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz