czwartek, 8 grudnia 2011

wiersze

Przeglądam dokumenty i trafiam na twoje wiersze. Czytam. Znowu to samo. Ile razy można uwierzyć słowom. A może jednak czasem o mnie myślisz? Może jednak żałujesz? Może tęsknisz? Nie, przecież nie. To jasne. Rzeczywistość zamknięta w tamtych słowach przypomina szklaną kulkę. Zamknięty w niej maleńki świat jest doskonale piękny. Kiedy poruszyć kulką, śnieg pada i piękno zamienia się w kicz i staje się nie do zniesienia. Takie są te słowa. Poruszam je, potrząsam nimi delikatnie odczytując i rzygać mi się chce na widok roztaczających się krajobrazów doskonale nieprawdziwych. Co za kicz! Kłamliwy bukiecik zgrabnie dobranych słów. Słów, co miały być z nieba, a niebo było z jarmarku, z odpustu, plastikowe wyprodukowane Chinach. Trujący plastik w niezdrowych kolorach. Rozpuszczam na języku słowa o lepszym jutrze, o oczekiwaniu, o miłości, pieszczotach. Topią się jak tanie cukierki. Nic z nich nie zostaje.
A jednak tęsknię i wybaczam nawet ten plastik słów. Nawet love made in China. Trudno.

Już cię nie ma, a przecież anonsowałeś się na dłużej. Wciąż pozostaję w szoku i coraz bardziej dziwi mnie tkwienie w tym oszołomieniu. Ile to potrwa? Czytam, co napisałeś i wiem, że tego wieczora muszę umrzeć po raz kolejny. Tylko czego by się tu chwycić, czego przytrzymać, żeby się przy tym nie wywalić ostatecznie? Żeby zachować pion i mimo tego umierania, móc trwać dalej?
Idę do ludzi. Niech będzie światło wokół i głos i ludzkie ciepło, bo mojego nie starcza już nawet dla mnie.
Zamarzam. Śnieg mnie przykrywa, bo jestem martwa od dawna i leżę zdrętwiała pośrodku mojego opustoszenia. Chwilę się pogrzeję i wrócę do siebie.
Serce mi się zużyło.
Odosobnienie moje nocne, samotne niebo, kwadracik z okiem księżyca. Ten tylko pozostaje wierny. Czuwa i patrzy na mnie. Spokojny i pełen dobroci. Milczy. Nie obiecuje niczego. Wie, że jestem tylko dzieckiem, co tupie nóżką. Wie też, że moje nieszczęście jest maleńkie i nie ma żadnego znaczenia. Ale to, co czuję teraz jest dla mnie bardziej realne niż ruch planet na niebie i słońce wokół którego nieustannie krąży ziemia. Mój przyjaciel księżyc. Trzyma się z dala i czeka. Nie pisze dla mnie wierszy. Niczego nie udaje i nie projektuje. Przyszłość nie istnieje, podobnie jak przeszłość. Jest tylko teraz. Zanurzam twarz w jego srebrzystej powierzchni i powoli zapominam.  

1 komentarz:

  1. cierpienie ważniejsze niż pióro dla pisarza, cierpieć miast kotłować się w pościeli,
    cierpiąc pisać, pisząc cierpieć ale jakby wyraźniej dzięki ukonkretnieniu cierpienia... znam to na pamięć, dokładnie narastające w gardle, suche serce, suche usta, wargi spragnione obiecanej pochopnie rozkoszy, tandeta cierpienia w końcu, suchoty cierpienia, długa, męcząca noc, na szczęście - sny kolorowe jak odlot w paragwaj

    OdpowiedzUsuń