środa, 19 października 2011


Mówię STOP i czuję, jak puszcza łańcuch. Urywam się, oddalam, niczym balonik wypuszczony z ręki. Powietrza wciąż więcej i więcej, a ja coraz to mniejsza. Samotne odzyskiwanie przestrzeni wokół siebie. Rekonstruowanie siebie, znowu, ponownie, mozolnie. Nie ważne. Wszystko jest nie ważne. Jest tylko przestrzeń i czas, mnie, ciebie i ich nie ma. To tylko ślady na piasku, zatarte, niewidoczne, chwilowe. Skręciłam w nie swoją drogę. Wdepnęłam w historię, która nie była o mnie. Ależ ciasno i duszno tam było, jak ponuro i nieswojo. Moja droga jest inna. Prowadzi przez ustronie. Moje miejsce nie przypomina tego, w którym byłam. Moje miejsce jest nigdzie.

Poranek obok
Moja wędrująca ręka
Łuk dłoni i wachlarz palców
Tak właśnie zaczyna się taniec
Teraz w pustce poszukuję oddalonego
Ręce natrafiają na siebie
Co za przypadek
Nie znam siebie aż na tyle
Pustka to okazja
Samotność to spotkanie

Jeszcze chwilkę tu zostanę. A potem znów wyruszę. Telefon dziś zadzwonił niespodziewanie i numer wyświetlony był stamtąd. Jakby mi moje miejsce przypominało o sobie, jakby wołało: wracaj! Tak. Dość już tej podróży w kółko, dość udawania, że jestem tu, chociaż przecież oddalam się tylko nieustannie. Trzeba jechać. Znowu przywita mnie Cergowa i jej dwa ciężkie garby, Dukla najeżona antenami satelitarnymi  i widok z okna, który będę wylizywać, jak resztki jedzenia z talerza. Ciężkie chmury podparte o szczyty sosen okryją mnie niczym baldachim. Moje dominium, którego nie muszę posiadać. Rozparte między piersiami gór. Miękkie i ciepłe w dotyku, jak żywa istota.
 Tęsknię. Od dawna wiem, że bliżej mi do krajobrazu niż do ludzi. Rozumiem lepiej mowę różnobarwnych liści, kamieni przydrożnych, niż tych, co wydają się być najbliżej. Każde spotkanie przekonuje mnie o tym na nowo.
Kiedy dojadę, otworzę okno wprost na niebo i będę nasłuchiwać. W mroźnym powietrzu nocy jesień wypłucze ze mnie resztki wspomnień. Zasnę, jak wszystko wokół, zapadnę w letarg, a to, co było pochłonie noc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz