środa, 26 października 2011

przeszłość

Muzyka od ciebie. W pokoju na samej górze. Fortepian opowiada mi moją historię. Skąd on to wie?
Kolejny dzień bez ciebie mam już za sobą. Żyję, choć kończę trzymając kurczowo butelkę piwa. Nie umiem tak po prostu zapomnieć. Przepraszam.
Popołudnie w Krośnie. Jesienne miasteczko. Opustoszały rynek. Zniknęły kawiarenki, umilkł gorący, letni gwar. Słychać szum fontanny, co na jesieni nareszcie doszła do głosu. Zaledwie miesiąc temu siedzieliśmy tu z bratem, w knajpce Ambrozja. Cieszyłam się z jego przyjazdu. Mgnienie zaledwie i już jest po. Już było, minęło. Obrazy minionego prześladują mnie. Nie te sprzed lat. Raczej te sprzed miesiąca, tygodnia. Zupełnie jakbym w swoim roztargnieniu zostawała o krok za czasem, grzęzła w przeszłości podczas gdy wszystko idzie do przodu. Czas się na mnie nie ogląda. Gubi mnie po drodze.
Przyszłość mnie nie interesuje. Zresztą, jej przecież nie ma. To co było, co zdołało się narodzić, jak człowiek, posiada nieśmiertelną duszę. Trwa. Przynajmniej we mnie. Dla mnie. Raj nadejdzie kiedy będę mogła na dobre zanurzyć się w minionym i stać się jego częścią. Uwolniona od poczucia oderwania, nienadążania, od bycia wciąż nie-stąd, wyzwolę się od tęsknoty.
Tymczasem wyczekiwanie wypełnia teraźniejszość i uśmierca ją na starcie. Pakuje i wysyła w przeszłość. To boli, ale dopiero wtedy ludzie, zdarzenia, słowa, nabierają kształtów i mocy. Zupełnie jakby nagle, z mdłej szarości, wydobyła to wszystko smuga światła. Promień zachodzącego słońca malujący głębokie bruzdy na twarzach, powlekający niezdrowym rumieńcem.
Muzyka od ciebie. Przez otwarte okno wydobywa się niczym dym, ulatuje nad góry razem z całą naszą krótką historyjką, co się skończyła twoją ucieczką. Doskonale cię rozumiem. Sama od lat uciekam od siebie, ale robię to nieskutecznie, wciąż nieporadnie. Tobie musiało się udać. Stałeś się bohaterem mojej historii. I dezerterem zarazem. W mojej ojczyźnie to wielkie osiągnięcie. Ucieczka jest rodzajem walki, głosem sprzeciwu. Tak, rozumiem to doskonale.
A teraz żyję w muzeum. Wszystko, co dotykało cię, co jeszcze nosi na sobie ślady, albo pamięta chwile, stało się święte, nietykalne, piękne. Trzymam to wszystko blisko siebie i próbuję pozbierać te drobiny, wyłuskać. Za dużo pamiętam.
Za kilka dni Zaduszki. Moje święto. Wszystko, co skutecznie uśmierciłam, wróci do mnie na chwilę jeszcze mocniej niż na co dzień. Któregoś roku nie będę już w stanie podołać tym odwiedzinom, ale teraz jeszcze tak. Przyjdź, niech twój cień na chwilę przysiądzie obok. A potem uciekaj, oddal się szybko i nie odwracaj się za siebie.  

2 komentarze: